Z mitologią się nie zadziera

Jest to takie małe opowiadanko fanasy crazy ;P

wtorek, 11 listopada 2014

Sory...

Wybaczcie(jeśli ktokolwiek tu zagląda), ale nie dodałem jeszcze rozdziału z powodu moich wyjazdów do Sayaki i Spółki. W każdym bądź razie na rozdział trzeba jeszcze trochę poczekać, jednakże chciałem wykorzystać okazje i coś powiedzieć.
Po pierwsze życzę wam patriotycznie spędzonego Święta niepodległości :*
A po drugie chciałem zapowiedzieć powoli zbliżający się powrót Mafii Changers, a z tym jeszcze jedna rzecz związana. "Wielka rzeź niewiniątek" czyli restart Mafii, zacznę od nowa pisać mafię już z większym doświadczeniem Pisarskim i nie tym dziecinnym językiem.

No to by było na tyle. :)

środa, 29 października 2014

"Way of killing 1 - Pierwsza krew"

"Way of killing" -Sposób zbijania to krótki opowiadanie na które naszło mnie weekend troche zainspirowane pomysłem szardika na nowy blog. http://deads-alive.blogspot.com/
~~~~

Jest rok 2021, Putin zaczął trzecią wojnę światową w 2020. Wszystko dokładnie zaplanował, po sprawie z Krymem i Ukrainą zostawił w spokoju działania wojenne. Unia europejska cieszyła się, że to właśnie "oni" powstrzymali Rosję.
Wszyscy w końcu odprężyli się zadowoleniem pokoju, nawet w Palestynie i Izraelu przestali wojny o terytoria i Religię.
Ta sytuacja była w roku 2017. Oczywiście nikt nie zlikwidował wojska. Szczególnie Ameryka i Korea kształciła wojska. Ale większość reszty krajów uwierzyli w pseudo pokój.
Ta reszt rozwijała się gospodarczo, kulturalnie i naukowo.
Bieda w Afryce i niektórych państwach Ameryki Południowej, powoli zanikała dzięki Na szeroką skalę działające akcje charytatywne z Europy.
Ludziom przez te trzy lata żyło się bardzo dobrze. Nieco inna sytuacja panował w
Rosji.
Ludzie biedni pozostawali biedni a bogaci biednymi gardzili. Nie tylko klimat był zimny ale i ludzkie serca. Niby norma... ale to było widoczne dla medium. To co działo się pod ziemią wyszło na jaw dopiero po 2020 r.
W pod ziemiach Rosji wszystko było już planowane. Na każdej większej niezurbanizowanej przestrzeni znajdował się szary średnich rozmiarów budynek, wyglądający jak fabryka. Aż dziwne że ludzie nie zainteresowało to że jest ich cała masa, tak samo wyglądająca a co najdziwniejsze,
nieudokumentowana.
Pod tymi "fabrykami" znajdowały się ogromne sieci podziemnych korytarzy i pomieszczeń.
Były one naprwdę ogromne.
W nich cały sprzęt wojenny był przygotowywany broń, amunicja, bomby, maszyny, wszystko.
W końcu nadszedł rok 2020 Rosja włamała się na wszystkie ważniejsze strony internetowe i programy telewizyjne.
Putin Nadał komunikat w którym powiedział tak:
"Czas walki nastał"
Wszystkie państwa był oburzone, wpierw myśleli że to jakiś głupi żart ale już następnego dnia była wieść o tym że Putin najechał niespełna godzinie po nadaniu komunikatu najechał Ukrainę, Łotwę, Litwę, Estonię i Polskę.
Te kraje były kompletnie nieprzygotowane do wojny a już szczególnie z Rosją która miała uzbrojenia i ludzi po dziurki w nosie.
Bitwa, a właściwie to jednostronna rzeź trwała parę godzin. Rosyjskie bombowce zrzucały bomby na miasta wsie a nawet niezamieszkane tereny.
Putin szybko podporządkował sobie połowę państw Bałtyckich.
Bomby niszczyły wszystko. Zginęła niesamowita część ludzi. Ci co przeżyli i próbowali się bronić doświadczyli zażartości wojsk Rosyjskich.
Szarża tyranów wycinała wszystko w pień pozostawiając po sobie trupy.
Połowę Ludności Polski zginęła. Wśród żywych byli przeważnie kobiety i dzieci ale byli też mężczyźni którzy zdecydowali się zostać przy niewalczących.
Reszta świata zaczęła kontratakować.
Bez skutku.
Rosja wystkie ataki stłumiła bez większych strat własnych.
Przez 3 lata gromadziła zapasy amunicji i broni więc na ich terytorium Ruskowie nie zaznali by braku broni.
Rok bitew minął... Rosja podporządkowała sobie całą środkową i zachodnią Europę a poza tym większą część Azji i pół Stanów zjednoczonych.
Dla obcokrajowców życie było cięższe niżeli w czasach pierwszej i drugiej wojny razem wziętych.
Codzienne tortury i katorgi dla tych co choćby kichnęli we własnym języku, nawet dla małych dzieci.
Były jednak osoby, które próbował powstań, nie był to jednak dobrzy pomysł.
Za próbę powstania cała miejscowość była karana torturami, głodówkami.


Jednak w maju 2021 roku coś się zmieniło.
W Polsce o godzinie 17.00 w lesie w miejscowości Darkwald, tak nazwa została przez rusków zmieniona, szedł Dariusz Wojewódzki.
Dariusz jest zwykłym 16 latkiem, urodzony właśnie w tym mieście w roku 2005.
Jest wysokim blondynem o jasnej cerze, typowo męskich ustach i zielonych oczach.

Tą samą drogą szli również dwaj ruscy wojskowi przybrani w zielono czarne uniformy podobne do tych za czasów Hitlera.
Przylegająca do ciała marynarka, już bardziej luźne spodnie i kwadratowa czapka.
Obaj mieli te same mundury ale jeden miał na piersi naszyte białe koło z granatowym krzyżem na nim. Obaj za pasem mieli broń palną, i po nożu.
Dariusz powoli zbliżając się do nich ukłonił się im tak jak nakazywali.
Będąc wystarczająco blisko skinął wyraziście głową i powiedział:
-Dobry wieczór władzom!
-Idź dalej-burknął z wyraźną pogardą ten z naszytym krzyżem.
Był on wyższy rangą.
Dariusz nie mogąc nic innego zrobić poszedł dalej. Szczerze ich nienawidził, za każdym razem gdy słyszał lub zobaczył Ruska krew zaczęła się w nim gotować. Wojsko rosyjskie zamordowało mu ojca a matkę torturowali aż do śmierci.
Mieszkał w sierocińcu. Chciał się bronić, walczyć o swoje. Nie pozwalał mu na to rozsądek i lęk.
Dariusz poszedł dalej. Nagle jakiś dziwny, cichy dźwięk przeszył otoczenie.
Dariusz w pierwszym momencie utożsamił ten odgłos z otwieraniem szampana.
Odwrócił się i zobaczył jak ten wyższy rangą Rusek krwawił obficie z obu skroni.
Czerwony płyn zalewał kolejno twarz, ramiona, łokcie, dłonie i kapał na podłoże.
Następnie też wojskowy zaczął spadać na ziemie, natychmiast ten drugi zaczął go łapać.
W jego oczach było przerażenie, prawie cały był w krwi ofiary.
"Ofiary? Ale czyjej?"
Taka myśl przeleciała Dariuszowi przez głowę. Był on niesamowicie zadowolony a na jego bladą twarz wdarł się niekontrolowany szyderczy uśmiech szaleńca.
Serce biło w nim szybciej, oddech przyśpieszony, ręce się trzęsły, uśmiech od ucha do ucha, szalona radość.
Z jakiegoś drzewa zeskoczyła jakaś męska sylwetka.
Był on ubrany w lekką zbroję, włosy miał białe, na twarzy miał maskę twarzy zwierzęcej, na zaciśniętych, opancerzonych materiałem dłoniach miał ostrza jak z kości.
Trudno to opisać było to jakby szerokie krótkie miecze przymocowane do jego palców. Miały kolor jasnego beżu dosłownie jak z kości.
Lekka zbroja była materiałowa, materiał gdzieniegdzie pokrywały cienkie blachy. Obejmowała ona tułów, dłonie i nogi. Łokcie były nieopancerzone.
Mężczyzna zamachnął się ręką z ostrzem i odciął głowę Ruskowi pochylającemu się nad zwłokami.
głowa spadła niecałe dwa metry przed Dariuszem.
Świadek nie wierzył własnym oczom. Ale chciał wierzyć. Po tym wszystkim co przeżył podobna scena była dla niego niczym piękny sen.
Mężczyzna przesunął maskę na bok twarzy, Jego twarz nie była jakaś nadzwyczajna pomijając białe włosy. Niebieskie źrenice patrzyły na zwłoki. Usta prawie nie widoczne, nos lekko zadarty do góry, brwi niezbyt krzaczaste.
Białowłosy popatrzył się z pogardą na Dariusza, który oderwał wzrok od zwłok.
W tym też momencie przybiegła rudowłosa średnio wzrostu dziewczyna z porządnym karabinem snajperskim.
Była ona ubrana w mundurek szkolny. Czarna dosyć krótka spódniczka, biała cienka koszula z czerwonym krótkim kwadracikiem. Włosy miała związana w dwa luźne kucyki, swobodnie zwisające tyłu głowy, na pierwszy rzut oka można by było powiedzieć że wcale nie ma związanych włosów.
Krzyknęła do chłopaka:
-Mateusz! Martwi?
-Tak ale mamy świadka...-już ciszej odpowiedział chłopak.
-Nie no znowu? No trudno nie ma rady.
-Świadków nie może być.-Mateusz.
Dariusz w tym czasie nie zwracał wcale uwagi na osoby, które chciały go zabić lecz na to kogo już zabili.
Uśmiech szaleńca znów wdarł się na twarz Dariusza, który wyszeptał:
-Nareszcie...-Zabójca zmierzający w stronę świadka powstrzymała ręka Dziewczyny.
-Kinga...-wyszeptał cicho Mateusz.
-Słuchaj-syknęła.
-Nareszcie... nareszcie ktoś się ruskom postawił.
-On...-zaczął zdziwiony biało włosy-on jest taki sam...
Dariusz tylko patrzył na zwłoki z uśmiechem.
-Słuchaj no świadku-zaczęła ruda. Dariusz podniósł na nią wzrok.-Ty też nienawidzisz Rosji, tak?-Dziewczyna spoważniała.
Dariusz spuścił wzrok na ziemie i szepnął jakby do siebie:
-Rosja... to ścierwo tego świata.
I dziewczyna i chłopak stojący za nią się uśmiechnęli. Co prawda u Kingi był to szczery uśmiech a u Mateusza ironiczny.
-Więc dołącz do nas i walcz z nimi. Dołącz do "Dzieci Wojny".-Dziewczyna mówiąc to ukazała naszytą na prawe ramię mundurka  tarczę na której widniały litery DW.
-Dzieci wojny...?-zamyślił się Dariusz.-Zabijacie ich, tak?
-Tak, chcemy zakończyć ich panowanie.-odezwał się białowłosy.
Dariusz nie mógł się odezwać, cała ta sytuacja przerosła go.
Siedział na ziemi, rozmawiał z mordercami znienawidzonych przez niego osób. Niejednego by to przeraziło.
Ale nie, Dariusz był inny on od zawsze chciał żeby to się stało.
Kiedy na własne oczy zobaczył śmierć swoich rodziców on się zmienił.
Wyzbył się strachu, wstydu, i zdrowego umysłu.
Często rzucał w jakieś błąkające się zwierzęta albo dobijał półmartwe.
On od zawsze chciał zabijać.
-Proszę...-zaczął się jąkać jakby z wyrzutem Dariusz.-proszę... pozwólcie mi do was dołączyć.-kiedy skończył jego ton głosu się zmienił, był on niczym łowcy po zabiciu swojej ofiary...

^*^*^*^

Skończone. Może nie wszystkim będzie się to podobać i prawie na pewno spotkam się z krytyką ale ja uważam że wyszło fajnie. I gdyby przeczytał to ktoś z wyżej wymienionych (Rosja...)
To nie jest to żadna aluzja, oskarżenie, czy też obraza. Jest to opowiadanie wymyślone przeze mnie nie mające żadnej skrytej symboliki ani nie mającej na celu obrażenie kogokolwiek.

czwartek, 23 października 2014

"Popadłem w zapomnienie"

Pewnie zauważyliście już drobne zmiany n blogu, muzyka, tytuły postów i nieznaczne zmiany czcionki, a za niedługo będzie i inny szablon.
Jest to związane ze zbliżaniem się piątego bohatera, moim powrotem do blogowania oraz dręczeniem mnie przez Sayakę "że muszę coś zrobić na blogu... i kiedy w końcu dodasz piątego bohatera??!?!?"
***

Naszyjnik na mojej szyi świecił jak moje oczy kiedy mama woła na obiad. Światło wydzielane przez wisiorek oświetlało pokój, powoli zaślepiając mnie coraz bardziej. Jego promienie zasłaniały tych ludzi co jeszcze chwilę temu stali przede mną i rozmawiali. Zacząłem tracić ich z oczu, zaczęli znikać  z mojego życia.
"Jakby nigdy ich nie było"
Białe zaślepiające światło w końcu było tak jasne, że przed sobą widziałem tylko białą pustą przestrzeń. 
"Jakby nigdy ich nie było..."
Przez moją głowę przelatywało mnóstwo myśli rozdzierających mnie od środka, w których dominowała ta:
"Jakby... nigdy ich nie było..."
Zamknąłem oczy by się nad wszystkim zastanowić.

"Jakby nigdy ich nie było"

...Jakby...
...nigdy...
...ich nie było...

Nagle coś sobie uświadomiłem.
-"Jakby..."ale oni byli! Nie tylko w tym pokoju!
Nagle przez głowę przeleciał mi obraz młodej.
-Silver...
Teraz zobaczyłem starszą brązowowłosą.
-Lizzie...
Teraz chłopak.
-Blaise...
Zobaczyłem Mikono jak wtedy półmartwego mnie broniła.
-Mikono,... to ona stanęła przede mną... Nie nie tylko ona wszyscy byli gotowi się dla mnie poświęcić.-powoli zacząłem sobie wszystko przypominać.Nabierałem pewności siebie w tym co mówiłem.-Mikono, Blaise, Lizzie, Silver, Drake... Tak, to moi przyjaciele. Byli gotów zaryzykować dla mnie życiem,... więc teraz moja kolej!!!
Krzycząc to otworzyłem oczy próbując nie oślepnąć od bieli otaczającej mnie.
Ale zamiast wyczekiwanego "nic" zobaczyłem przed sobą postać żołnierza w złotej romańskiej zbroi, trzymał włócznie i ogromną okrągłą tarczę. Jego grecki hełm z czerwonym grzebieniem na głowie zasłaniał twarz.
-Tedzie Killstonie!-żołnierz przemówił.-Zdecydowanie wykazałeś się odwagą, męstwem i byłeś gotów myśleć o swych kompanach nawet w obliczu śmierci. Jesteś godny mej mocy.
Mówiąc to podniósł swoją włócznie, zamachnął się i rzucił nią we mnie. W mgnieniu oka broń przeszyła moją klatkę piersiową. Nie czułem jednak bólu. Czułem jak ktoś mnie obejmuje, było to przyjemne uczycie.
-Od teraz będę ci służył tak jak będę potrafił.-Mężczyzna podszedł do mnie i płożył opancerzoną dłoń na moim prawym ramieniu.-A teraz weź tę moc i wracaj do swoich towarzyszy!!!-krzyknął to i wydarł swoją broń z mojego ciała.
Natychmiast otworzyłem oczy w pokoju szpitalnym. Czułem się dziwnie, uczucie przytulania nie ustało. Leżałem na prosto na łóżku szpitalnym. Spojrzałem na tułów i zobaczyłem obejmującą mnie Mikono, która zalewała mnie łzami i jękami. Jej głowa była mniej więcej pod moją brodą.
Klepnąłem ją ręką po głowie, ona natychmiast zapłakanymi oczyma spojrzała na moją twarz.
-Pierwszy raz widzę jak płaczesz.-powiedziałem z chrypką.
Ona natomiast nie przestając płakać objęła mnie za szyję i mocno przytuliła.
-Idioto... nigdy więcej mi tego nie rób-wyszeptała mi do ucha.
***
No to to by było na tyle. Mam nadzieję że Sayaka nie będziesz mi pisać "Hymnu o miłości" w komentarzach...

sobota, 18 października 2014

"Co się stało? Gdzie ja jestem? Kim ja jestem...?"

Czułem ból, pustkę, samotność. Wydawało się jakby moje ciało wisiało w powietrzu. Każdy członek mojego ciała przeszywało dziwne uczucie jakby moja krew nie krążyła, jakby ktoś wbijał szpilki w moją skórę.
W końcu zebrałem siły by otworzyć oczy. Zobaczyłem silnie oświetlone białe pomieszczenie, a dokładniej tylko sufit.
Leżałem przykryty cienkim kocem na miękkim łóżku szpitalnym. Powoli zacząłem obracać głową dokładnie przyglądając się otoczeniu.
Było to typowe szpitalne pomieszczenie:
Sześć łóżek, wieszaki na kroplówki, szafki z przyrządami medycznymi jak np strzykawki, plastry, leki.
Położyłem się znów twarzą zwróconą w górę i zacząłem zastanawiać nad bardzo ważną rzeczą:
"Kim ja jestem?"
-Co jest?-zacząłem się podnosić do pozycji siedzącej-Co to za miejsce? Co się ze mną stało?
-Hej! Chyba się obudził.-usłyszałem zza drzwi.
Nagle do pokoju wbiegły cztery osoby. 1 chłopak i 3 dziewczyny z czego jedna była znacznie młodsza od pozostałych.
-Wszystko w porządku Ted?-odezwała się ta najmłodsza.
-Co? Kto to Ted?-odpowiedziałem zirytowany.
-Yyy no jak to? Ted to ty.-znów ona.
-N..nie prawda. Ja nazywam się...-nagle coś we mnie drgnęło i nie pozwoliło mówić dalej. Oparłem głowę na dłoni wsadzając jej palce we włosy.-Ja... ja... nie wiem.
-O nie.-Najmłodsza-stracił pamięć...
Nagle po pokoju rozległy się ciężkie wdechy. Ja sam nie byłem mniej zdziwiony.
-Co ale jak to? Jak mogłem stracić pamięć?-byłem zdenerwowany, przerażony i nie mniej niż pozostałe osoby w pokoju zdziwiony.
-Na prawdę nie poznajesz nas?-zapytała brązowowłosa starsza dziewczyna.
Rozglądnąłem się po obecnych twarzach przyglądając się im z ogromną precyzją.
-Nie... .. .. . .-nagle coś mną wstrząsnęło aż zabrakło mi tchu.-Czekaj! Ty jesteś...-wskazałem palcem na jedną ze starszych dziewczyn, czarnowłosą z blond pasemkami.-... ty jesteś... Mikono...

***
To właściwie już koniec rozdziału ale ponieważ wyszedł za krótki dopisze trochę następnego.
***

Teraz czwórka osób stała przed moim łóżkiem kompletnie mnie ignorując.
-To jak to w końcu jest?-chłopak.
-Pewnie przez drastyczne nadużycie amuletu stracił wspomnienia, a widzieliście jak "drastycznie nadużył" jego mocy.-najmłodsza.
Nagle Mikono uderzyła tą najmłodszą pięścią w głowę.
-A czyja to wina, że jej tak "nadużył"?-zaczęła drzeć mordę Jedyna mi znajoma.
Młoda skulił się z bólu w rogu pokoju.
-No ale dlaczego mnie pamięta?-zapytała czarnowłosa.
-Może dlatego że byłaś ostatnią osobą jaką widział przed utratą przytomności.-odezwała się z rogu.
-Może...-Mikono się zamyśliła.
-Albo...-Chłopak mówiąc to ironicznie, szyderczo i z rumieńcem na twarzy uśmiechnął się.-może on cię... hihi.
-Hihi-zawtórowała mu starsza brązowo włosa, na co Mikono się zarumieniła.
Ja nie wiedząc o co chodzi tylko słuchałem.
-Hihi-usłyszałem z rogu pokoju.
-Ty! Morda w kubeł!-krzyknęła Mikono na młodą, która schowała głowę między kolana.
-To co robimy?-chłopak.
-Skoro pamiętał Mikono to i nas może sobie przypomnieć.
Nagle poczułem jakieś mrowienie w klatce piersiowej. Spojrzałem, i zobaczyłem jakiś świecący naszyjnik.
-Yyy... ludzie?-odezwałem się.
Oni spojrzeli na mnie z przerażeniem...

***
Sory ludzie ale po dłuższej nieobecności na mitach troche weny mi się ulotniło. :)

niedziela, 28 września 2014

"Pierwszy trening" cz.2 [Włochy-Baza fundacji]

-Jak widać musimy zacząć od zera.-powiedział obojętnie Silver.
Popatrzyła na Drake'a który skinął głową.
-Nie miejcie mi tego za złe ale muszę to zrobić!-mówiąc to Drake zapalił pierścień.
Rozrastającym się ogniem uderzył w podłogę. Poczułem lekki wstrząs pod nogami po czym na obrzeżach sali pojawiły się ściany ognia. Czułem się jak zwierze klatce.
-Teraz zaczyna się akcja-gdzie podział się miły Drake z przed chwili?-będziecie z nami walczyć!
-Że co?-krzyknąłem!!!
Nie miałem czasu zastanowić się co robić dalej, gdyż Silver zamachnęła się nożem krzycząc "Centum Rounds"
Widząc przerażona twarze moich towarzyszy nie miałem innego wyboru jak tylko ich obronić.
Wybiegłem przed nich tak szybko jak to tylko możliwe.

*oczami Lizzie*

Poczułam jakiś ruch po mojej prawej stronie. Był to Ted biegnący prosto na pociski Silver.
Nie zdążył stanąć z rozprostowanymi rekami przed nami a centum rounds przedziurawiło jego ciało pozostawiając po sobie wypalone w jego ciele dziury, z których sączyła się obficie krew.
Widziałam w oczach Drake'a i Silver zdziwienie i przestrach. Ted padł na kolana a później całym ciałem wpadł do kałuży własnej krwi.

*oczami Teda*

Nic już nie widziałem. Ból przeszywał każdą najmniejszą część ciała. ledwo zdołałem usłyszeć trzy krzyki dwa wrzeszczały jeden krzyknął "Jezus Maryja".
w okolicach brzucha czułem pustkę, może dlatego, że większość promieni trafiła mnie właśnie tam.
Miałem już zemdleć ale moje cierpienia przedarł dziewczęcy krzyk:
-Teeeed!!!
To mi coś zrobiło. Czułem że muszę coś zrobić cokolwiek byle by ich ochronić.
Ostatkiem sił podniosłem się. Nic nie słyszałem, nic nie widziałem, nic nie czułem.
Nie czułem ani bólu ani ukojenia. Kompletnie nie wiedziałem co się dzieje.
Wydawało mi się, że stoję tak wieczność aż w końcu coś poczułem.
Był to wiatr wokół mnie. Dzięki niemu dałem rade otworzyć oczy. Wokół mnie hulało tornado unoszące moją krew rozrzucając ją na wszystkie strony świata. nie wiem co się działo ale moje rany zaczęły się goić.
Wiatr powoli ustawał.
Po tym jak tornado ucichło padłem na kolana gdyż nie mogłem się utrzymać na nogach.
powoli jednak odzyskiwałem wzrok. Widziałem sylwetkę Mikono stojącej po mojej prawej stronie.
Mówiła jakieś słowa, których usłyszałem tylko cząstki. Nawet nie widząc jej byłem w stanie wyczuć jej nienawiść. Z czasem widziałem coraz więcej.
Amulet meduzy pokrył się światłem.
Powietrze wokół niej robiło się cięższe.
Ja też czułem jak moje ciało staje się cięższe.
Wilgoć z powietrza zbierała się w pojedynczych punktach wokół Elektry.
Skupiska wilgoci zaczęły pokrywać się osadem, twardnieć i zamieniać się  w małe skały.
Jej spojrzenie wyrażało gniew.
Mikono krzyknęła "Zabiję..."

Zemdlałem.

***
Jest rozdział. Trochę nie wyszedł tak jak chciałem mimo, że profesor Sayaka dawał mi wykład jak pisać blogi za co bardzo dziękuję.

środa, 17 września 2014

"Pierwszy trening" cz.1 [Włochy-Baza Fundacji-15 km od Rzymu] - Na życzenie Sayaki trochę akcji

-MÓWIŁAM CI ŻEBYŚ NIE MÓWIŁ DO MNIE PEŁNYM IMIENIEM.-Darła gębę na leżącego.
-Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam! zapomniałem się.-Odważny Drake z przed chwili zaczął błagać o litość.
-TO CIĘ NIE USPRAWIEDLIWIA!
-Błagam przebacz!-jęknął.
-Żeby mi się to więcej nie powtórzyło-w końcu opanowała się dziewczyna.-Pamiętaj masz mi mówić Silver(po angielsku srebro).
-Tak jest Silver!-zasalutował Drake.
-No więc już wiecie jak macie się do mnie zwracać. Teraz przejdźmy do spraw mniej istotnych.
To miejsce gdzie się znajdujemy to baza fundacji mistyków. Tak się nazywa nasza organizacja.
To czym są artefakty to pewnie już wiecie po przeczytaniu dzieła Aleksa Felemina(pełne nazwisko) ale przypomnę. Artefakty to przedmioty o magicznej mocy...
-Tak to już wiemy-przerwałem jej.
Silver znowu tak drgnęła jak w momencie kiedy Drake powiedział jej prawdziwe imię. W momencie rzuciła się na mnie przewracając mnie na ziemie. Usiadła okrakiem na mnie, (Bez skojarzeń ona ma 13 lat.) wyciągnęła z pod płaszcza nóż o krótkim lekko zakrzywionym ostrzu, a rękojeścią zakończoną małą złotą rzeźba trzech psich głów. Przystawiła mi go do gardła i krzyknęła:
-NIE PRZERYWAJ MI KIEDY MÓWIĘ!
-Uważaj Silver on nosi amulet greckiego hoplity, w dodatku udało mu się go raz użyć. Jeśli go sprowokujesz mógłby zarówno zabić siebie jak i ciebie. Nie mówiąc już o twoim artefakcie który poszedłby na pierwszy ogień.-kiedy usłyszałem te słowa przestraszyłem się samego siebie.
-Skoro tak mówisz-wstała ze mnie chowając nóż.
-Wybaczcie jak widzicie Silver łatwo traci panowanie nad sobą. ale wróćmy do tematu. Silver?
-Dobra dobra już będę spokojna.-warknęła.
-Dziękuję.
-Dobra wróćmy do tematu.-kontynuował zupełnie niewzruszona dziewczyna-Ten sztylet to mój artefakt "Nóż Cerberusa". Cerber w mitologii greckiej był piekielnym psem z trzema głowami.
Teraz pokażę wam co potrafi w pełni wytrenowana osoba używająca silnego artefaktu.
Drake wprowadź manekiny.
-Tylko nie rozwal pół bazy znowu.-powiedział Drake lekko zestresowany Drake.
-Grrrr Przestań mnie tym już nękać to się więcej nie powtórzy.-jęknęło znudzone dziecko.

Drake wyszedł na chwile z dużego pomieszczenia po czym wrócił wprowadzając metalowe sylwetki ludzi jadące na podstawach z kołami. W skrócie było to lalki do ćwiczeń.
-Więc-znów odezwała się Silver.-Odsuńcie się w tamtą stronę-palcem wskazała kierunek przeciwny do miejsca, w którym stały manekiny-i patrzcie uważnie.
Odsunęliśmy się  po czym Silver wyciągnęła nóż.
Jej artefakt zaczął świecić granatowym połyskiem. Z jego ostrza zaczęły rozchodzić się oplątujące sylwetkę dziewczyny języki granatowego ognia tryskającego czarnymi iskrami.
Wycelowała nożem w manekiny stojące daleko od niej.
-"CENTUM ROUNDS"[po łacinie oznacza setka pocisków]-wykrzyknęła.
Przed Silver zaczęły z ognia formować się jasne skupiska energii które po chili wystrzeliły w manekiny jasnym promieniem.
Wiązki energii przedziurawiły manekiny bez trudu.
Po żelaznych sylwetkach został już tylko popiół.
Silver następnie zwróciła nóż do nas. My przerażeni nie mogliśmy nawet pisnąć.
-No i tak to się robi.-Silver poprawiła fryzurę.-Teraz naszą robotą jest to żeby was wyszkolić. Słyszałam że ty już użyłeś amuletu-wskazała na mnie.-Podejdź.
Nie mając wyboru wykonałem polecenie. Stając przed Silver patrzyłem jej z góry w oczy.
Patrzyliśmy sobie w oczy tylko przez parę sekund ale mi wydawało się to długie niczym wieczność.
W pewnym momencie dziewczyna zamachnęła się nie przerywając kontaktu wzrokowego i dała mi splaszczaka, przez którego padłem na ziemie.
-Jak widać nie potrafisz go używać. Gdybyś umiał miałabym rękę w strzępach,
-"Ona jest szalona!!!"-pomyślałem, a patrząc na twarze pozostałych wywnioskowałem, że myślą podobnie.

***
Ciąg dalszy nastąpi...

poniedziałek, 8 września 2014

"Amulety" cz.2 [Włochy-Rzym]

Mężczyzna powoli zmierzał w naszą stronę. Już zaczął wyciągać do nas rękę. Staliśmy sparaliżowani strachem. Bałem się spopielenia jak nigdy dotąd.
Każdy z nas zastanawiał się czy jest to wybawca z opresji czy też kolejny napastnik.
Prawa ręka mężczyzny zatrzymała się mniej więcej na wysokości pasa. Była ułożona tak jakby czekał na uścisk dłoni innej osoby.
-Dzień dobry. Nazywam się Drake Wales (czytaj Drejk Wejls)-powiedział męskim głosem.
-Yyy....yyy-zdołałem wyjąkać.
-No dalej! Nie mamy czasu.
Uścisnąłem mu rękę a on zaczął mówić dalej:
-Pewnie zastanawiacie się co tu się właśnie wydarzyło. No więc wszystko wam wyjaśnię jak już będziemy w bazie. Teraz naprawdę nie ma czasu na wyjaśnienia.-Chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć za sobą.
Wtedy Mikono złapała za mój lewy bark zatrzymując mnie i powiedziała:
-Nigdzie z tobą nie idziemy!
-Słuchaj wiem że mi nie ufacie ale naprawdę musimy się pośpieszyć bo organizacja diabłów znowu wyśle tu swoich ludzi. Tych dwóch było słabych bo nie miało żadnych artefaktów ale jeśli wparuje tu jakiś minotaur i rozwali ten dom to nie obwiniajcie mnie! Oni chcą odebrać wam dzieło Aleksa F. ale to wy jesteście prawowitymi spadkobiercami będąc Odkrywcami.
-Czekaj! Czyli ten ogień to był jakiś artefakt?-kontynuowała kłótnie Mikono.
-Tak Pierścień Feniksa ale to wszystko wyjaśni wam Sabrina jak już będziemy w bazie.-Drake.
-Kto?-Mikono.
-No mówię przecież że nie mamy czasu! Słuchajcie albo pójdziecie ze mną i my wyszkolimy was żebyście mogli używać amuletów albo dalej będziecie narażeni na ataki takich ludzi jak oni-I wskazał palcem na dwóch leżących mężczyzn.
Wyszeptaliśmy między sobą plan działania, który brzmiał tak:
-Wiecie co powinniśmy się zgodzić. W końcu sami nie jesteśmy przetrwać takich zamachów.-Mikono.
-No to mamy plan działania.-Lizzie.
-Jasne.-dwugłosem odpowiedzieliśmy z Blaisem.

-No dobra pójdziemy z tobą.-powiedziała Mikono jako nasza "przedstawicielka".-Ale pod jednym warunkiem nie będziemy wsiadać do żadnych samochodów!
-Nie ma problemów.
I wyruszyliśmy.
Uszliśmy jakieś 500 metrów i zmierzaliśmy do czarnego wana.
-Ej przecież ustaliliśmy, że nigdzie nie wsiadamy.-odezwałem się z obawą w głosie.
-Ustaliliśmy, że nie wsiadacie do samochodów- z przerażającym uśmieszkiem powiedział Drake- ale to nie jest samochód.
-Yyy...jest.-odezwałem się.
Drake słysząc niedowierzania wyciągnął kluczyk z kieszeni przy którym wisiał pilot do otwierania samochodu. Nacisnął jakiś przycisk a z samochodu wydobywały się jakieś dźwięki jakby coś tam się przewalało. Następnie samochód zaczął się jakoś deformować niczym transformer.
Po chwili był to małych rozmiarów odrzutowiec.
-Jest?-sarkastycznie zapytał Drake.
My oczywiście ni chcieliśmy do tego nasienia diabła wsiadać no ale Drake'owi udało się nas przekonać.
Siedząc w środku trzęśliśmy się jak potraktowani paralizatorem.
Odrzutowiec zaczął się wznosić.
-"To ustrojstwo naprawdę lata!"-krzyknąłem w myślach.
Co później się działo nie pamiętałem. Nie wiem co się stało, może zemdlałem.
Wylądowaliśmy na wielgachnym parkingu przed monumentalnym budynkiem.
Był prawie cały biały a ten budulec był niesłychanie gładki. Wyjątkiem kolorystycznym były okna,
które były jasno niebieskimi sześcianami. Cały budynek i parking znajdowały się głęboko w lesie.
Gdy zmierzaliśmy za Drakiem do wejścia powoli robiło się ciemno.
Wchodząc do środka naszym oczom ukazało się równie niesamowite wnętrze. Co ciekawe budynek tak ogromny a nikogo w środku nie zauważyłem.
Drake kierował nas w stronę windy, którą zjechaliśmy parę pięter w dół. Prawdopodobnie byliśmy w podziemiach.
Następnie prowadził nas do jakiejś sali gimnastycznej. W niej przy stole z herbatą siedziała chyba młodsza od nas dosyć niska i szczupła o długich brązowych włosach dziewczyna. Po obu stronach głowy miała splecione warkoczyki. Miała brązowo oczy i ubrana była w wiśniowo różowy płaszcz z dużą białą kokardą na nim, Czarne krótkie spodenki i białe wysokie wiązane buty.
Dziewczyna wstała od stolika ostawiając filiżankę herbaty i powiedziała:
-O już jesteście! Przybyliście przed czasem.
-To właśnie jest Sabrina von Wolf-Nagle dziewczyna drgnęła jakby ją coś bolesnego ugryzło.
Drake był odwrócony do niej tyłem. Na jej czole pojawiła się zmarszczka szalonej wściekłości.
Ona stała zagryzając wargi, w końcu ruszyła ciężkimi krokami w stronę Drake'a.
Będą wystarczająco blisko zamachnęła się ręką i z pięści przywaliła Rudemu, który padł na ziemie skręcając się z bólu.
-MÓWIŁAM CI ŻEBYŚ NIE MÓWIŁ DO MNIE PEŁNYM IMIENIEM!!!-Darła gębę na leżącego.

Nasza czwórka wyglądała mniej więcej tak:


***
Ciąg dalszy nastąpi...